Władysław Opolczyk w wyobrażeniu Jana Matejki (domena publiczna)

Władysław I "Naderspan, Opolczyk" Piast (urodzony między 1326 i 1330 roku, zmarł w Opolu, 8 maja 1401 roku) herb

Syn Bolka II Piasta, księcia opolskiego, oleśnickiego i Elżbiety Piastówny, córki Bernarda "Statecznego" Piasta, księcia świdnickiego.

Książę opolski jako Władysław I od 21 czerwca 1356 roku do 8 maja 1401 roku, palatyn Węgier od 1 maja 1367 roku do 15 września 1372 roku, książę wieluński (rudzkie) od 1370 roku do 1392 roku, wielkorządca Rusi Halickiej i lenny książę od 1372 roku do 1378 roku i od 1386 roku do 1387 roku, książę pszczyński od 1375 roku do 1396 roku, książę kierniowski od 1385 roku do 1392 roku, książę dobrzyńskie i gniewkowski od 1378 roku do 1392 roku, książę inowrocławski od 1378 roku do 1392 roku, książę na Głogówku od 1382 roku do 1392 roku, regent strzelcki i niemodliński od 14 września 1382 roku, książę namysłowski i kujawski od 1387 roku do 1392 roku, regent Królestwa Polskiego od grudniu 1377 roku do 28 marca 1378 roku z ramienia króla polskiego Ludwika I "Węgierskiego".

Między 1352 rokiem a 1355 rokiem zawarł związek małżeński z Elżbietą Basarabówny (urodzona około 1340 roku, zmarła między 1367 rokiem a 1369 rokiem), córką Mikołaja Aleksandra Basaraba, hospodara wołoskiego. Następnie przed czerwcem 1366 roku lub w końcu 1379 roku ożenił się z Eufemią (Ofką) Piastównę (urodzona około 1340 roku, zmarła między 21 czerwca 1418 roku a 9 grudnia 1424 roku), córką Ziemowita III (IV) "Starszego" Piasta, księcia mazowieckiego i Eufemii Przemyślidówny, córki Mikołaja I Przemyślida, księcia opawskiego.

Przez krótki okres namiestnik królewski w Polsce, a wobec powszechnego niezadowolenia, zastąpiony przez matkę Ludwika I "Wielkiego", Elżbietę "Łokietkównę".

Władysław urodził się około 1330 roku, choć dokładną datę trudno ustalić. Był człowiekiem wykształconym, być może odbył jakieś studia uniwersyteckie, ale o jego młodzieńczych latach niewiele wiemy. Z dokumentów tego czasu możemy tylko ustalić, że w dniu śmierci swej matki (9 lutego 1348 roku) przebywał w Opolu.

Z racji swych powiązań rodzinnych był już w wieku chłopięcym brany pod uwagę jako ewentualny kandydat do korony polskiej w razie braku potomstwa Kazimierza "Wielkiego". Pochodził bowiem z Piastów, którzy posiadali obszerne włości, leżące wzdłuż granic Królestwa Polskiego, co stwarzałoby możliwość przyłączenia części Śląska do Polski. Ponadto był wnukiem Bernarda świdnickiego. Rada królewska jednak odrzuciła ten projekt, twierdząc że książęta śląscy, którzy dobrowolnie pogardzili własnym królem i poddali się pod władzę króla czeskiego, stali się niegodni takiego zaszczytu jako "odstępcy swego rodu, zaprzańcy swej mowy i ojczyzny".

Jeszcze za życia ojca Władysław prawdopodobnie współuczestniczył w zarządzie księstwem, skoro cieszył się uznaniem książąt postronnych, a sam papież na rok przed śmiercią Bolka II pisał do Władysława list z Awinionu, prosząc o pomoc w sprawie chrystianizacji Litwy. Na tej podstawie trudno oczywiście wysnuwać jakieś daleko idące wnioski, bo Innocenty IV, znany ze swych sentymentów do Krzyżaków, za ich pieniądze zapewne wysyłał setki takich listów, jednając im sojuszników do walki z pogańską Litwą. Rzecz niewykluczona, że Opolczyk mógł już wówczas mieć kontakty z Zakonem i odbyć jakąś wyprawę przeciw Litwinom.

Po śmierci Bolka II księstwem opolskim podzielili się Władysław i Bolko III, Henryk bowiem otrzymał już wówczas wyższe święcenia kapłańskie. W pierwszym okresie dwaj bracia sprawowali zapewne rządy wspólnie i dopiero około roku 1367 nastąpił podział księstwa, przy czym Władysław otrzymał wraz z swą częścią połowę miasta Opola. Szczupłe terytorium, podzielone teraz na dwie części, mało ludne, nie posiadające większych handlowych miast, nie mogło przynosić dużych dochodów. Obaj bracia zatem, pragnąc utrzymać jaki taki poziom, swego życia książęcego, poszli w ślady ojca i zaczęli się wysługiwać potężniejszym od siebie. Od początku widzimy ich na dworze cesarza Karola IV lub króla Ludwika Węgierskiego. W Pradze czeskiej jednakże zbyt wielu było książąt niemieckich, którzy mieli bliższy przystęp do cesarza aniżeli mało znaczący, zhołdowani książęta opolscy. Nic więc dziwnego, że przedsiębiorczy Władysław, któremu nie zbywało na energii i zdolnościach politycznych, szybko się zorientował, że nie w Pradze otwiera się dlań możliwość zrobienia kariery, lecz raczej w Budzie, gdzie łatwiej będzie mu zyskać poparcie blisko spokrewnionego przez matkę króla Węgier.

Doszło do tego, że osiadł tam na stałe i tylko od czasu do czasu zaglądał do swych ziem śląskich. Zresztą dzięki pomocy cesarza zdołał je nawet powiększyć o nadgraniczne terytoria Kluczborka i Byczyny. W roku 1369, gdy właśnie przebywał na Śląsku, doszło do starcia zbrojnego Opolczyków z wojskami księcia Ludwika brzeskiego, który zadał klęskę oddziałom opolskim w bitwie pod Kluczborkiem. Sprawę załatwiono potem polubownie i za cenę 200 kóp groszy praskich Władysław i Bolko uroczyste wystawili pisma, stwierdzające, że za dobra Kluczborka, Byczynę i Wołczyn otrzymali od Ludwika brzeskiego pieniądze i że odtąd książę "na wieki nic nie będzie im winien".

Sprawy śląskie jednakże stawały się coraz bardziej marginesem działalności księcia Władysława. Bawiąc od roku 1359 przy boku króla węgierskiego, nabierał wprawy w trudnej sztuce rządzenia i dyplomacji. Ludwik rychło się poznał na talentach administracyjnych i dyplomatycznych młodego księcia i darzył go szczerą sympatią, co znalazło wyraz w nadawaniu ziem i godności. Opolczyk otrzymał od niego bogate, rozległe dobra na terenie Węgier.

Pierwszym sukcesem Władysława w jego dyplomatycznej Karierze było zażegnanie tak zwanej "wojny o cześć kobiecą". Zdarzyło się bowiem, że przyjmując posłów Ludwika Węgierskiego, cesarz Karol IV pozwolił sobie na nieodpowiedni żart, uwłaczajączy czci matce króla. Posłowie nie zadowolili się przeprosinami cesarza, lecz pospiesznie opuścili jego dwór i zdali swemu władcy relację z całego zajścia. W tych wszystkich zabiegach o pokój wielką rolę odegrał właśnie Władysław Opolczyk. Co więcej, w niedoszłej wojnie miał nawet dowodzić węgierską armią. Cała sprawa zakończyła się tym, że. cesarz Karol IV został zięciem księcia Bogusława V słupsko-wołogoskiego, biorąc za żonę wnuczkę króla Kazimierza "Wielkiego", ale i wówczas nie doszło jeszcze do pełnej zgody; dopiero zjazd-monarchów w Krakowie we wrześniu 1364 roku doprowadził do ostatecznego pojednania Ludwika z Karolem.

W rok potem Opolczyk prowadził z ramienia króla Węgier rokowania w sprawie ożenku syna cesarskiego, Wacława, z bratanicą: Ludwika, Elżbietą. Układy trwały wiele miesięcy, w czasie których przebywał cały czas na dworze cesarskim w Pradze, nie zaniedbując także swych spraw śląskich. Za doprowadzenie tej ważnej i trudnej sprawy do szczęśliwego końca obdarzył Ludwik swego ulubionego pełnomocnika znacznym dostojeństwem, nadając mu godność wojewody królestwa węgierskiego (Comes Palatinus Regni Hungariae), a nadto żupana bratysławskiego. Z biegiem czasu stał się Opolczyk jak gdyby prawą ręką króla, załatwiając najróżniejsze sprawy państwowe, zarówno wewnętrzne, jak i w polityce zagranicznej.

Gdy w październiku 1370 roku przebywał książę Władysław na Spiszu, otrzymał nagle pilne pismo króla Węgier, polecające mu udać się do Krakowa, gdzie właśnie Kazimierz Wielki ciężko się rozchorował. Kronikarz ówczesny pisał, że Opolczyka wysłano tam "dla wyrażenia współczucia choremu królowi". Kazimierz Wielki, "król roztropności pełen, a czujący w sobie coraz większy upadek sił, dnia 3 listopada o świcie przyzwał do siebie Floriana, biskupa krakowskiego, Władysława, książęcia opolskiego, siostrzeńca swego i Elżbietę, księżnę świdnicką, siostrę Bolesława, a swoją siostrzenicę, którą był król Ludwik węgierski przysłał dla odwiedzenia [...] przed nimi uczynił rozporządzenie ostatniej woli".

Opolczyk jako jeden z dostojniejszych uczestników brał udział w pogrzebie i wszystkich uroczystościach żałobnych ku czci zmarłego króla, ale daleko ważniejsze zadania przypadły księciu w związku z realizacją testamentu Kazimierza. Przede wszystkim wysłał Władysław natychmiast gońca na Węgry z powiadomieniem o zgonie króla oraz z prośbą, aby Ludwik jak najrychlej przybył do Krakowa i objął w posiadanie królestwo polskie. Egzekutorem ostatniej woli Kazimierza "Wielkiego" był arcybiskup gnieźnieński.

Po przyjeździe króla Węgier do stolicy Polski rola Opolczyka bynajmniej się nie skończyła. Będąc całkowicie na usługach Ludwika, nie tylko ślepo wykonywał jego polecenia, ale i sam poddawał królowi różne projekty, które nie zawsze były korzystne dla Polski. Między innymi Janko z Czarnkowa, obecny przy wszystkich tych wydarzeniach, właśnie Opolczyka wini za niewykonanie wszystkich punktów testamentu nieboszczyka. Machinacje opolskiego księcia najbardziej pokrzywdziły Kaźka słupsko-wołogoskiego, któremu król Ludwik odmówił przyznania ziemi łęczyckiej i sieradzkiej, a zgodził się jedynie na nadanie zamków - Bydgoszczy, Złotowa i Wałcza oraz Ziemi Dobrzyńskiej. W owych dniach przed koronacją Ludwika Węgierskiego na króla Polski Opolczyk najbardziej się zasłużył jednaniem nowemu władcy stronników, za co potem Ludwik nie poskąpił mu nagrody i wbrew wszelkiemu prawu, nie licząc się z interesem narodu, nad którym miał panować, nadał Władysławowi szeroki pas ziemi nadgranicznej, przylegającej do księstwa opolskiego. Była to tak zwana ziemia rudzka, inaczej zwana wieluńską, wraz z wieloma obronnymi zamkami, które na pograniczu ze Śląskiem zmarły król Kazimierz zbudował, a mianowicie Olsztyn, Bobolice, Krzepice i Brzeźnica. Odtąd ziemia ta miała być lennem księcia opolskiego wraz z prawem bicia własnej monety w Wieluniu. Po załatwieniu najpilniejszych spraw w Polsce król Ludwik, a wraz z nim i Opolczyk wyjechali z powrotem na Węgry.

Tymczasem dorastały córki króla Ludwika, Maria i Jadwiga, dla których trzeba było znaleźć odpowiednich kandydatów na mężów. O dwie tak posażne królewny ubiegał się cesarz Karol IV dla swego syna Zygmunta, rywalizowali z nim także Habsburgowie. I w tych sprawach okazał się Władysław Opolczyk niezastąpionym. Po wielu wstępnych rozmowach, upoważniony przez króla Ludwika, wyjechał na spotkanie z cesarzem do Wrocławia, gdzie też doszło do ostatecznego załatwienia sprawy małżeństwa. Jak dalece było to zasługą Opolczyka, wynika z listu nuncjusza papieskiego do Karola IV, który po układach wrocławskich przebywał w Budzie. Pisał nuncjusz, że starano się pokrzyżować te plany i całe dzieło w wielkim pozostawało niebezpieczeństwie, jednakże Palatyn (Opolczyk) bezustannie trzymał stronę cesarza, „że aż przyszło do słów nieprzystojnych między nim a księciem Bawarii, a nawet i do skandalicznych czynów". Ta relacja odsłania nam wielką energię i nieustępliwość Władysława. Mimo trudności dopiął swego i ostatecznie król Ludwik podpisał umowę matrymonialną z Karolem IV. Po tych układach wpływ księcia na dworze węgierskim wzrósł jeszcze bardziej. Znali tę jego pozycję nie tylko Węgrzy, ale i papież, wszelkie bowiem sprawy kościelne na Węgrzech kazał swym legatom omawiać najpierw z księciem opolskim. Nawet z daleką Sycylią był Władysław Opolczyk w jakimś sensie związany, skoro i w tych sprawach prosił go papież o poparcie.

W roku 1372, a zatem w dwa lata po śmierci Kazimierza "Wielkiego", Opolczyk został namiestnikiem Rusi Czerwonej. Czy była to inicjatywa Władysława, który z Rusi pod protekcją króla Ludwika pragnął wykroić dla siebie własne państewko, czy też wchodziły w grę głównie interesy polityczne Ludwika, trudno powiedzieć. W każdym bądź razie w październiku 1372 roku Ruś otrzymała nowego, energicznego administratora.

Lata 1372-1378 to okres wytężonej pracy organizacyjnej i gospodarczej na terenie rozległego kraju o zupełnie odmiennych warunkach politycznych i ustrojowych, do jakich przywykł książę na terenie Śląska, Węgier czy Polski. Mimo to doskonale sobie radził i w krótkim czasie potrafił znacznie ożywić gospodarkę powierzonych mu ziem. Szczególnie rozwinęły się rzemiosło i handel. Rosły w siłę i znaczenie miasta, a Lwów stał się prawdziwą stolicą Rusi Czerwonej. Potrafił Władysław, podobnie jak Kazimierz "Wielki", wykorzystać nie tylko ludność ruską i polską, ale i sprowadzonych ze Śląska osadników. Nie zaniedbywał zresztą swej ojcowizny i nadanej mu przez; króla ziemi wieluńskiej. Jako wielkorządca Rusi nadal pozostawał wiernym wykonawcą woli Ludwika i za jego to radą prawdopodobnie doszło do wydania, w roku 1374, tak zwanego przywileju koszyckiego, zapewniającego rycerstwu polskiemu wolność podatkową, a mającego na celu pozyskanie go w sprawie sukcesji jednej z córek Ludwika w Polsce.

Król Ludwik bowiem, niepopularny przez swój zbytni despotyzm, coraz bardziej tracił zwolenników i gdy umarła wyznaczona na tron polski córka Katarzyna, zachodziła obawa, że rycerstwo zwłaszcza wielkopolskie może czynić poważne trudności w sprawie następstwa drugiej córki. Z tymi kłopotami miał się król zwrócić o radę do księcia Władysława, a ten podsunął mu pewien plan. Otóż od dawna istniał w Polsce podatek zwany poradine, który już od dziesięcioleci nie był pobierany i poszedł w zapomnienie. Wznowienie tej daniny mogło wzburzyć rycerstwo, ale król miał się dobrowolnie zrzec zadawnionych opłat, a w zamian za to uzyskać od szlachty zgodę na jego plany w sprawie następstwa tronu. Ostatecznie sprawa została załatwiona w ten sposób, że Ludwik, zwoławszy przedstawicieli rycerstwa polskiego do Koszyc, nakazał pozamykać bramy miasta i tak długo ich tam trzymał, aż zgodzili się na jego warunki. Rychło jednak dowiedziano się, kto był autorem tego planu, i niechęć do Opolczyka przerodziła się w nienawiść. Oburzano się też na niego za to, że Ruś Czerwoną chciał odłączyć od królestwa polskiego i zgodnie z intencjami Ludwika Węgierskiego poddać Koronie św. Stefana.

Nadszedł rok 1378. W Krakowie miały miejsce poważne zaburzenia na tle wzajemnych niechęci między Węgrami a Polakami. Wielu Węgrów straciło życie. Zgnębiona tym wszystkim regentka, matka króla Ludwika, a siostra Kazimierza "Wielkiego", Elżbieta, zdała swe rządy i wyjechała na Węgry. Polska została bez władzy. Ludwik nie mógł i nie chciał opuścić swego kraju, a tymczasem w Polsce opozycja przeciw Andegawenom ciągle rosła. W takiej sytuacji król uznał, że najlepszym rozwiązaniem będzie mianowanie wielkorządcą Władysława Opolozyka, który już jako namiestnik Rusi Czerwonej okazał się bardzo dobrym gospodarzem.

Opolczyk był w Polsce niepopularny. I nie tylko on. Powszechnie zarzucano książętom śląskim, że tylko dla dogodzenia swym egoistycznym ambicjom poddali się królowi Czech zamiast uznać nad sobą zwierzchność rodaka, gdy Polska stała się znowu zjednoczonym państwem pod władzą Łokietka. Domagano się wykluczenia raz na zawsze sprzedajnych Piastów śląskich od prawa dziedziczenia tronu polskiego, a nawet niedopuszczenia ich do piastowania w państwie polskim wyższych stanowisk. Polaków raziła daleko posunięta .germanizacja Śląska, toteż akcja kolonizacyjna Opolczyka na Rusi, gdzie śląsko-niemiecki element znaczną odgrywał rolę, nie przysparzała Opolczykowi uznania w oczach rycerstwa, w ogóle wrogo usposobionego wobec rosnącego w siłę i, mieszczaństwa.

Nic więc dziwnego, że na wieść o mianowaniu Władysława wielkorządcą Polski zawrzało w kraju. Odbyły się burzliwe zjazdy w Wiślicy i w Gnieźnie, gdzie wprost żądano usunięcia "Ruskiego" i w tym celu wysłano poselstwo do króla na Węgry. Domagano się stanowczo, "aby żaden książę nie stał na ich czele". Z relacji Janka z Czarnkowa wnosić należy, że Władysław sprawował przez ; pewien czas wielkorządztwo, skoro do niego udawali się przedstawiciele arcybiskupa gnieźnieńskiego w sprawie umorzenia podatków od kmieci w dobrach duchownych. Książę przebywał wtedy v swoim zamku w Krzepicach i zgodził się powstrzymać starotów od ściągania owych podatków. Na ten czas przypada jego ugoda z Bartoszem z Odolanowa, który wysuwał zadawnione pretensje z powodu odebrania mu starostwa kujawskiego.

Tymczasem wysłane do Budy poselstwo opolskie wróciło z radosną nowiną, że król pozbawił Opolczyka wielkorządztwa, uspokajając w ten sposób wzburzone umysły. Ustępował zatem Opolczyk ze swego stanowiska, złorzecząc wielce rycerstwu i - jak mówi Janko z Czarnkowa - wielce z tego niezadowolony. Nie rezygnował jednak z budowania swej pozycji w Polsce jako udzielny książę śląski, pan Dobrzynia i ziem, które pozostawił po sobie tragicznie zmarły książę słupsko-wołogoski.

Dnia 5 grudnia 1378 roku król Ludwik, chcąc zapewne wynagrodzić faworytowi utratę wielkorządztwa, wydał dokument, przekazujący mu wszelkie ziemie po księciu pomorskim, i to na wieczne czasy, to znaczy zarówno jemu, jak i jego potomkom męskim i żeńskim. Obok Bydgoszczy, Złotowa i Wałcza otrzymał również książę opolski część Kujaw z Inowrocławiem, Gniewkowem, Złotoryją i Szarlejem. Ziemia Dobrzyńska natomiast miała na razie pozostać w posiadaniu młodej wdowy po zmarłym księciu pomorskim, aż do jej śmierci. W ten sposób wchodził Opolczyk w posiadanie znacznego obszaru rdzennie polskich ziem, ciągnących się od granicy krzyżackiej, poprzez Kujawy, a potem przez ziemię wieluńską aż po księstwo opolskie.

W ostatnich miesiącach roku 1378 objął Opolczyk w posiadanie swe nowe terytoria, gdzie jedną z jego pierwszych czynności był wykup Ziemi Dobrzyńskiej z rąk wdowy po Kaźku pomorskim za sumę 800 grzywien. Następnie wraz ze swym teściem, księciem Ziemowitem mazowieckim, wyjechał na Węgry, dokąd wzywał go król Ludwik. Na dworze w Budzie przebywał długo i dopiero pod koniec roku 1380 wrócił na teren swych ziem. północnych.

Zdając sobie sprawę, iż pomyślność jego księstwa wiele zależeć może od dobrosąsiedzkich stosunków z potężnym północnym sąsiadem, zabiegał Władysław o przyjaźń Zakonu, co tym bardziej gniewało rycerstwo polskie, że szedł na wielkie ustępstwa wobec Krzyżaków. W dzień Bożego Narodzenia 1380 roku wystawił specjalny przywilej, pozwalający rycerzom zakonnym chwytać na terenie jego własnych ziem przestępców, rabusiów i w ogóle tych Wszystkich, którzy mogli wyrządzić jakąś krzywdę Zakonowi. Nakazywał przy tym swym starostom i burgrabiom, by nie tylko nie przeszkadzali Krzyżakom w ściganiu wrogich im ludzi, lecz przeciwnie - przychodzili z pomocą. Znając stosunki polsko-krzyzackie, łatwo zrozumieć, jaką szkodę mogło to przynieść Polakom. Przywilej ów nadał książę, jak sam twierdził, "ze szczególniejszej przychylności i miłości", jaką żywił do wielkiego mistrza Zakonu.

Zjednawszy sobie Krzyżaków, począł teraz Opolczyk zagospodarowywać swe ziemie, raz po raz wyjeżdżając na Śląsk i do ziemi wieluńskiej. Z tego czasu datuje się lokacja miasta Wyszogrodu, który otrzymał, jak wiele innych miast, prawo magdeburskiei W tym wypadku dał książę wyraz swej niechęci do rycerstwa polskiego, ustanawiając, "że wszelki rycerz, który zaciągnie dług u mieszczan Wyszogrodu, sądzony będzie przez mieszczan, a nie przez kogo innego", to znaczy według prawa miejskiego, a nie ziemskiego.

Ale nie tylko rycerstwo polskie szczerze nienawidziło Władysława. Występowało przeciw niemu i duchowieństwo. Wprawdzie podczas swego wielkorządztwa na Rusi krzewił tam katolicyzm, a nawet zyskał sobie zaszczytny tytuł "atlety bożego i chorążego królestwa niebieskiego", jednakże w swych ziemiach nakładał wysokie podatki na duchowieństwo, przez co popadł w ostry zatarg z Kościołem. Wspomniany już kilkakrotnie Janko z Czarnkowa twierdzi, że książę, nałożywszy na dobra należące do diecezji płockiej wielkie ciężary (pół grzywny od łanu), kazał je ściągać bezwzględnie swym starostom, a ci dopuszczali się zdzierstw, wyrządzając wielkie szkody Kościołowi.

Biskup upominał go kilkakrotnie, a gdy to nie pomogło, wyklął księcia i jego starostów i począł zabiegać w Stolicy Apostolskiej o rzucenie nań interdyktu, książę bowiem także dziesięcin nie płacił. Tuż przed Wielkanocą, gdy Opolczyk udał się do spowiedzi, duchowny, posłuszny swemu biskupowi, odmówił księciu komunii świętej jako wyklętemu. To podziałało. Czym prędzej wyjechał Władysław do Gniezna i tam wyjednał przebaczenie u arcybiskupa, który, nie pytając swej kapituły o zdanie, ogłosił księcia za oczyszczonego. W maju 1381 roku spotkał się dopiero Opolczyk z biskupem płockim w zamku w Złotoryi, gdzie po dwudniowych targach doszło ostatecznie do zgody i podpisania układu. W tym czasie, około roku 1382, zmarło niemal równocześnie trzech wysokich dostojników kościelnych - biskup płocki Dobiesław, biskup krakowski Zawisza i biskup poznański Mikołaj, a potem Jan Suchywilk, arcybiskup gnieźnieński, pozostający w dobrych stosunkach z Władysławem Opolczykiem. Opustoszałe stolice biskupie stały się przedmiotem ostrej walki i rywalizacji ze strony ambitnych kandydatów. W tej walce wybitną rolę odegrał również książę opolski, który pragnął, by biskupstwo poznańskie objął jego bratanek Jan, przebywający wówczas na studiach w Bolonii. Ów młody człowiek zetknął się już uprzednio ze stanem duchownym, gdyż z poparcia Opolczyka sprawował funkcję proboszcza na Spiszu.

Ulegając prośbom Władysława, Ludwik Węgierski nadał godność biskupią Janowi, który liczył wtedy około dwudziestu lat. Pominięcie tylu innych wybitniejszych polskich duchownych musiało wywołać jak najgorsze wrażenie w kołach nie tylko duchowieństwa, ale i rycerstwa polskiego. Król Ludwik jednak w prosty sposób poradził sobie z kontrkandydatami i opozycją w Polsce. Oto wyprawionych po potwierdzenie papieskie delegatów zaopatrzył w pisma polecające, a kontrkandydatów kazał uwięzić w drodze do Rzymu i przetrzymać tak długo, póki nieświadomy tych intryg papież nie zaakceptuje faworytów królewskich. I tak się też stało - zanim kontrkandydaci przybyli do kurii, bratanek Opolczyka Jan, zwany Kropidło, był już formalnie biskupem poznańskim. Długosz mówi, że zbyt .pochopna decyzja papieska w tej sprawie spowodowana była między innymi tym, że papież pieczętował się podobno takim samym orłem w niebieskim polu, jak i książęta opolscy, oo jest rzeczą wielce wątpliwą.

W tym samym czasie dokonał Opolczyk fundacji, która do dziś istnieje jako trwały pomnik jego działalności. Otóż dnia 9 września 1382 roku przy udziale swych urzędników i licznie zebranego duchowieństwa wystawił w Częstochowie, dla "zbawienia swej duszy", dokument fundacyjny klasztorowi ojców paulinów. Wyposażył ich przy tym bogato w ziemię, i to nie tylko w najbliższej okolicy, przyznał im. bowiem nawet czynsze pieniężne w odległym Ostrzeszowie. Ponadto nadał im szerokie przywileje, dzięki którym częstochowski klasztor rychło się wzbogacił. Warto tu też wspomnieć o jednym 'z ważnych źródeł dochodów klasztoru. Stał się nim obraz Matki Boskiej, kupiony rzekomo przez księcia na Rusi, gdy był tam namiestnikiem króla Ludwika, i przywieziony następnie do Polski. Według legendy malowidło to pędzla św. Łukasza Ewangelisty miało pochodzić z Bizancjum. Zyskało ono sobie sławę czynienia cudów i ściągając pielgrzymki wiernych, zaczęło przynosić duże dochody. Stało się to jednak niewątpliwie w późniejszych latach. Istnieje także teza, wysunięta niedawno, że obraz pochodzi raczej z Czech, z Uherskiego Brodu.

Nie dane było księciu opolskiemu pozostawać zbyt długo na uboczu wielkiej polityki, gdyż śmierć jego głównego protektora, jakim był król Ludwik Węgierski, zmarły w roku 1382, oraz zgon w tym samym roku brata księcia - Bolesława III opolskiego stworzyły nową sytuację polityczną. Za najbardziej pilną uznał Władysław sprawę sukcesji po bracie i dlatego wyjechał niezwłocznie do Opola, zdawał sobie bowiem sprawę, że bez protekcji możnego opiekuna posiadłości w Polsce były niepewne i że jedynym może terytorium, gdzie zdoła utrzymać swą władzę, będzie właśnie rodzinne księstwo opolskie.

Pod koniec owego żałobnego roku zmarł jeszcze książę Henryk niemodliński, z którym już uprzednio pozostali książęta opolscy zawarli układ o dziedziczenie. Niełatwo jednak było wejść w posiadanie ziem po księciu Niemodlina, gdyż król czeski Wacław przekazał te ziemie Przemkowi, księciu na Cieszynie. Dopiero po wielu staraniach udało się Opolcżykowi przyłączyć księstwo nie-modlińskie do ziem opolskich, a co więcej za cenę 11 tysięcy kóp groszy praskich wykupił też zastawione dawniej przez brata dobra Sośnicowice, Prudnik i Gryzów.

Nie zdołał wówczas książę dokonać podziału Opolszczyzny między sukcesorów, to znaczy siebie samego i bratanków, synów zmarłego Bolka III, wyprawił się bowiem co rychlej na zjazd rycerstwa polskiego do Sieradza, gdzie ważyły się losy korony królewskiej w Polsce. Mieli wówczas Piastowicze szansę na otrzymanie korony po swych przodkach, ale nie śląscy, gdyż zabrakło już gorliwego stronnika Polski, Bolka świdnickiego, a inni, zaprzedani całkowicie władcom obcym, byli niepopularni. Nie miał też szans Opolczyk, popierający nadal politykę Andegawenów.

W Sieradzu miało rycerstwo zadecydować, która z córek Ludwika zostanie królową Polski, a dopiero potem wybrać jej męża. Mimo iż Opolczyk zdawał sobie sprawę, jaką niechęć żywią doń Polacy za wysługiwanie się królowi węgierskiemu, miał jednak jeszcze cichą nadzieję, że uda mu się może otrzymać polską koronę. Posiadał przecież znaczne terytoria lenne w Polsce, a przy tym Opolszczyzna przylegała też do zachodniej granicy polskiej, przez co zyskać mogło i państwo polskie. Wkrótce jednak, przybywszy do Sieradza w marcu 1383 roku, przekonał się, jak płonne były te nadzieje. Na zjeździe najpełniejsze poparcie rycerstwa, przede wszystkim wielkopolskiego, uzyskał Ziemowit mazowiecki, zwany Semkiem, człowiek stanu wolnego, łatwo mogący pojąć za żonę przyszłą królową. Przeciw temu bardzo ostro wystąpił Opolczyk, wyrzucając rycerstwu, że w tej piastowskiej rywalizacji chce wybrać młodszego Piasta, bez żadnych zasług i doświadczenia w rządzeniu, łamiąc zaprzysiężone pakta. W namiętnym przemówieniu dotknął do żywego Wielkopolan, tak że zamierzali go pojmać i osadzić pod strażą, lecz z pomocą pospieszyli mu Małopolanie, którzy byli jak najbardziej przeciwni wielkopolskiej linii politycznej.

Kompromisowy projekt Jaśka z Tenczyna uzyskał wówczas większość głosów i Jadwiga została wybrana królową, a wybór kandydata na męża postanowiono odłożyć do późniejszych czasów. Musiała jednak Jadwiga przyjąć warunki rycerstwa, godzące bezpośrednio i przede wszystkim w znienawidzonego księcia opolskiego. Między innymi miała odzyskać dla Polski księstwa: dobrzyńskie, kujawskie i wieluńskie, jako też zamki i miasta: Ostrzeszów, Bolesławiec, Krzepice, Kłobucko, Częstochowę, Olsztyn i Bobolice, które jej ojciec "nadaniem onych księciu Władysławowi opolskiemu od Korony oderwał".

Zjazd sieradzki zakończył się więc całkowitą klęską Opolczyka i rozwianiem wszelkich jego nadziei. Wracał przeto do swych ziem zrezygnowany i z nienawiścią w sercu do rycerstwa polskiego, zdając sobie sprawę, że wcześniej czy później będzie musiał zwrócić ziemie koronne, którymi władał z łaski swego protektora, bo wszak warunki narzucone Jadwidze nie były tylko czczą formalnością. Na razie jednak musiał Opolczyk bronić swych dóbr przed rozbojami, gdyż w Polsce wszczęły się zamieszki wewnętrzne. Ziemowit i jego stronnicy nadal nie rezygnowali ze starań o koronę. Co więcej, próbowali nawet porwać królewnę Jadwigę i przemocą wydać ją za mazowieckiego księcia, aby w ten sposób utorować mu drogę do tronu.

W Wielkopolsce trwały niepokoje i coraz częściej zbrojne oddziały naruszały granice dóbr Opolczyka, grabiąc i plądrując jego majątki. Książę nie mógł nawet stosować większych represji, by tym bardziej nie rozjątrzyć i tak oburzonego już nań rycerstwa, zwłaszcza wielkopolskiego. Gdy więc udało mu się przyłapać jakąś gromadę rabusiów, nie miał odwagi surowo ich karać, lecz co prędzej uwalniał schwytanych "wraz z bronią i końmi".

W tym czasie pojawił się nowy kandydat do tronu Zygmunt Luksemburczyk, który jako mąż Marii, córki króla Ludwika, rościł sobie prawo do korony polskiej i począł przy pomocy wojsk węgierskich i małopolskich pustoszyć ziemie księcia Ziemowita na Mazowszu, pragnąc w ten sposób usunąć niebezpiecznego konkurenta. W czasie gdy Zygmunt Luksemburski oblegał Brześć Kujawski, a jego wojska nie oszczędzały i dóbr Opolczyka na Kujawach, wystąpił książę Władysław z mediacją i doprowadził do pokoju, za co potem najechał jego dobra starosta generalny wielkopolski, Domarat z Pierzchną. Rozjemstwo w walce Zygmunta z Ziemowitem zwiększyło nieco popularność Opolczyka wśród rycerstwa małopolskiego i kiedy zwołano zjazd do Radomia, aby naradzić się nad zaprowadzeniem ładu w kraju, zjechał na ów zjazd i Władysław opolski. Po wielu debatach doszło tam do porozumienia między nim a możnowładcami polskimi, którzy obiecali bronić księcia przed nieprzyjaciółmi, a on ze swej strony przyrzekł podporządkować się wszelkim powziętym na zjeździe uchwałom. Strona polska ograniczyła ważność tego układu do czasu koronacji króla, bo nie chciała mieć żadnych zobowiązań wobec księcia, który przecież bezprawnie trzymał w swym ręku część ziem koronnych.

Po tym zjeździe ruszył książę na Węgry, aby szukać poparcia dla swych interesów w Polsce. Po drodze zatrzymał się na Śląsku i tam, w czasie krótkiego pobytu, udało mu się doprowadzić do utworzenia, 29 kwietnia 1384 roku, związku miast śląskich, mającego na celu walkę z rozbojem. Przystąpiły do niego także miasta ziemi wieluńskiej.

Przybywszy na Węgry, nie zastał Opolczyk przyjaznej dla siebie atmosfery. Wdowa po zmarłym królu, Elżbieta Bośniaczka, raczej niechętnie patrzyła na swych dwóch niemieckich zięciów, a dawne miejsce księcia Władysława jako doradcy na dworze w Budzie zajął teraz Węgier, palatyn Mikołaj Gara. Zresztą królowej zależało na możnym ciągle jeszcze Opolczyku, toteż gdy rychło doszło do sporów między nim a wojewodą Gara, starała się zwaśnionych dostojników pogodzić. Istotnie, dopięła tego, że zawarli ugodę, zobowiązując się, że będą się bronili nawzajem przeciw wszystkim swym wrogom "jako prawdziwi przyjaciele".

Zabezpieczywszy sobie w ten sposób wpływy na terenie Węgier, wrócił książę do Polski, aby tutaj za wszelką cenę starać się wprowadzić w życie zawarty niegdyś układ małżeński między Jadwigą a Wilhelmem Habsburgiem. Przez cały czas, aż do czerwca 1385 roku, przebywał Opolczyk 'przy boku królowej Jadwigi w Krakowie. Widząc jednak, jak kruche są podstawy jego planów politycznych, wrócił co rychlej do Budy, by tam przeciwstawiać się próbom układów z Jagiełłą. W lipcu zjawił się też w stolicy Węgier ojciec narzeczonego Jadwigi, Leopold Habsburg, i razem z Opolczykiem nakłaniał Elżbietę do utrzymania ważności starych umów matrymonialnych. Wówczas też uzyskał Opolczyk daleko idące prerogatywy od królowej matki i jej córki Marii. W specjalnym dokumencie upoważniały one księcia do działania, zobowiązując go, by starał się doprowadzić do szczęśliwego końca sprawę małżeństwa Jadwigi i Wilhelma. Z pismem tym pospieszył Opolczyk do Krakowa, sądząc, że nie zawiedzie pokładanych w nim nadziei.

Miał też własne interesy na względzie, ufał bowiem, iż Wilhelm, zdobywszy rękę Jadwigi i wraz z nią koronę polską, odwdzięczy mu się i pomoże utrzymać nabyte już ziemie, a nawet powiększyć je jeszcze o dalsze terytoria. Niestety, przybywszy do arakowa, rozczarował się srodze, gdyż tutaj układy z Jagiełłą były na dobrej drodze, a panowie małopolscy o Wilhelmie nawet słyszeć nie chcieli.

Trzeba przyznać, że książę opolski był bystrym i giętkim politykiem. Zrozumiawszy, że mimo pełnomocnictw węgierskich nie dopnie zamierzonego celu, szybko się przestawił i nagle stał się stronnikiem Jagiełły. Oczywiście i w tym wypadku kierował się tylko interesem osobistym. Panowie małopolscy zaś ze swej strony zabiegali o przeciągnięcie go na swą stronę, gdyż mimo wszystko był on poważną osobistością, posiadającą nadal duże wpływy na dworze w Budzie. Kiedy więc wysyłali swe poselstwo do Jagiełły, wiozło ono i listy wierzytelne Opolczyka, w których wyrażał on pełne poparcie dla nowego kandydata. A gdy wreszcie książę Litwy jechał do Krakowa, znaleźli się u jego boku i dwaj napotężniejsi lennicy Korony polskiej - książę Ziemowit mazowiecki i książę Władysław Opolski.

Nastąpiła teraz uroczystość wielkiej wagi - ceremonia chrztu Jagiełły. Na ojca chrzestnego, jakby dla urągowiska, poprosili Polacy wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego, Konrada Zollnera von Rathensteina. Spodziewano się zresztą, że nie przyjmie on tego zaszczytu, i z góry już zaplanowano, iż ojcem chrzestnym przyszłego króla Polski zostanie Władysław opolski, a matką chrzestną wdowa po możnym Ottonie z Pilczy, byłym namiestniku Rusi Czerwonej. Czy Opolczyk faktycznie dostąpił tego zaszczytu, to sprawa dokładnie nie wyświetlona.

Przechodząc na pozycję Jagiełły, książę liczył prawdopodobnie na odpowiednie wynagrodzenie ze strony przyszłego króla. Zraził sobie jednakże Jadwigę, która w tym czasie darzyła jeszcze młodzieńczym uczuciem Habsburga, a Jagiełłę traktowała jako narzuconego jej intruza.

Po koronacji, w marcu 1386 roku, król zadowolił się jedynie wysunięciem projektu małżeństwa córki Władysława, Jadwigi, ze swym bratem, Wiguntem-Aleksandrem. Kryła się w tym głębsza myśl polityczna - król pragnął związać Opolczyka ze swą rodziną i tym samym przeszkodzić mu w ewentualnej zmianie orientacji politycznej. Nie było jednak czasu na realizację tego projektu, Jagiełło bowiem wkrótce wyjechał na Litwę, a Opolczyk wrócił do swych ziem lennych na Kujawy, gdzie Zakon coraz bardziej występował przeciw niemu za poparcie udzielone królowi.

Przebywając na terenie Ziemi Dobrzyńskiej, bacznie śledził książę politykę polską, zwłaszcza wobec Rusi. Chciał nie dopuścić do przejęcia tego obszaru przez Polskę i wyjechał specjalnie na Węgry, by uzyskać w tej sprawie poparcie ze strony Zygmunta Luksemburczyka. Bez żadnych podstaw prawnych zaczął się teraz . tytułować panem Rusi (Dux Opoliensis Russiaegue Dominus), wystawiać różne dokumenty i udzielać nadań. W końcu lipca bawił we Lwowie, gdzie starał się jednać sobie zwolenników. Tam też wystawił szereg dokumentów i kazał wydawać rozporządzenia w swoim imieniu jako "z łaski Bożej" pana tego kraju.

Działalność księcia, niezwykle szkodliwa dla polskich interesów, zwróciła uwagę panów polskich i zaczęto czynić przygotowania do wyprawy na Ruś. Ostatecznie za wolą i rozkazem Jadwigi w początkach lutego ruszyło rycerstwo polskie na Lwów, Próżno Opolczyk starał się wzniecić powstanie przeciw Polsce. Daremnie pisał uniwersały (jeden z nich wydany w Częstochowie 6 lutego 1387 roku). Jego wysiłki nie znalazły poparcia wśród mieszkańców Rusi i polska wyprawa prawie bez dobycia miecza zakończyła się opanowaniem całego kraju. Król, wróciwszy z Litwy, pragnął pokojowo załatwić wszelkie sporne kwestie z Opolczykiem. Dnia 10 lipca 1387 roku doszło do spotkania księcia z Jagiełłą w Niepołomicach. Władysław pogodził się formalnie z królem, ułożono małżeństwo jego córki z bratem Jagiełły, a sam król nazywał go teraz najdroższym bratem "frater carissimus". Po tej ugodzie wrócił książę Władysław na Śląsk, gdzie też wydał wówczas swą najstarszą córkę, Katarzynę, za mąż za Henryka głogowskiego. Jako wiano otrzymała ona Głogówek i Prudnik.

Wydawać by się mogło, że ugoda niepołomicka zlikwidowała cały konflikt. Udział Opolczyka w rozmowach Jagiełły z Krzyżakami w Raciążku zdawał się potwierdzać ten fakt. Tymczasem jedno posunięcie króla zburzyło ten stan rzeczy. W narastającym konflikcie z Krzyżakami ważnym partnerem politycznym dla Polski byli książęta pomorscy, którzy wysuwali pretensje do Ziemi Dobrzyńskiej jako spadkobiercy swego brata, Kaźka słupsko-wołogoskiego. Jagiełło nie chciał zrażać sobie całkowicie Pomorzan i tym samym wpychać ich lekkomyślnie w objęcia Zakonu.

W tym wypadku wolał pójść na ustępstwa i zrobił to kosztem Władysława opolskiego. Przekazał mianowicie książętom pomorskim Bydgoszcz wraz z okręgiem. Czy decyzja ta zapadła po porozumieniu ze starym już księciem opolskim, czy też wbrew jego woli i bez jego wiedzy, trudno stwierdzić. Fakt faktem, że Jagiełło pozbawił swego 'przyszłego powinowatego Bydgoszczy, co niezmiernie dotknęło księcia. Wykorzystali to Krzyżacy, którzy nie omieszkali zapewnić mu swego poparcia w każdej akcji przechylny królowi polskiemu.

Opolczyk na pozór spokojnie przyjął decyzję królewską, ale w głębi duszy obmyślał już srogą zemstę na "pogańskim królu", jak go nazywali Krzyżacy. Ni mniej, ni więcej tylko postanowił pozbawić Jagiełłę korony, a potem być może siebie kazałby okrzyknąć królem lub też starałby się osadzić na tronie obcego dynastę. Przebywając nadal w otoczeniu Jagiełły, wiedział o wszystkich jego krokach, a skory do działania, nić wyczekał odpowiedniej chwili, lecz postanowił rozegrać całą akcję w momencie, gdy król wyruszył z Krakowa do pobliskiej Mogiły. Wkroczył wówczas Opolczyk na czele znacznego oddziału ludzi zbrojnych w mury miasta, nie budząc żadnych specjalnych podejrzeń, gdyż znano go jako wysokiego dostojnika, a w najbliższej przyszłości teścia królewskiego brata. Jedynie starosta zamku na Wawelu, Sędziwój z Szubina, nie bardzo wierzył w wierność opolskiego księcia. Gdy zatem w niedzielę 16 maja jacyś podejrzani ludzie zaczęli się kręcić po zamku, nakazał ich schwytać. Wzięci na badania, przyznali się do winy i wyjawili, jakie były plany Władysława. Natychmiast wszczął się popłoch w mieście. Pozamykano bramy miejskie, ludzi Opolczyka uwięziono, a wraz z nimi ujęto i samego księcia. Jagiełło polecił dostarczyć go do Mogiły i tam prawdopodobnie odbył się finał tego wielce niemiłego dla księcia zamachu. Ukorzył się on przed królem, potrafił jednak przekonać go, że i sam monarcha nie jest bez winy. W wyniku pojednania w Mogile Jagiełło obiecał oddać Bydgoszcz Opolczykowi, a książętom pomorskim nadać zamek Nakło. Cała ta sprawa przyspieszyła, o dziwo, zamierzone małżeństwo brata królewskiego z córką Opolczyka.

W pół roku potem nastąpił ślub, a w intercyzie ślubnej książę zapisał córce w posagu ziemię płocką, tucznowską (Tuczno na Kujawach) i bydgoską. Zastrzegł sobie jednak, że gdyby córka jego zmarła bezpotomnie, wówczas te ziemie wrócą z powrotem do niego lub wdowy po nim. Poza tym dokument ślubny zawierał jeszcze wiele innych zastrzeżeń i warunków, które w sumie dobrze oddają charakter księcia, jego zachłanność i egoizm nawet wobec własnych dzieci.

Teraz starał się na każdym kroku zaskarbić sobie łaski Jagiełły. Służył mu nawet jeśli nie pieniędzmi, to przynajmniej poręką. Kiedy król, potrzebując nagle 500 grzywien, pożyczył je od Żyda krakowskiego Lewka, wówczas Opolczyk osobiście ręczył za ten królewski dług. Zresztą i w tym wypadku nie był bezinteresowny. Pragnął bowiem wówczas osadzić swego bratanka, Jana zwanego Kropidłem, na arcybiskupstwie gnieźnieńskim, wakującym pod koniec 1388 roku, po śmierci arcybiskupa Bodzanty. Działał wówczas książę na dwa fronty. Niewiele pytając króla o zdanie, rozpoczął przy poparciu dworu węgierskiego starania w Rzymie i istotnie zdołał uzyskać u papieża Urbana VI nadanie tej godności młodemu jeszcze wówczas Janowi "Kropidle".

Bratanek księcia tak już był pewny swego, że własne biskupstwo kujawskie, też bez zgody króla, odstąpił krewniakowi, księciu Henrykowi legnickiemu. Jagiełło jednak, urażony tym postępowaniem, nie zgodził się na powierzenie tak ważnego' stanowiska w polskim Kościele człowiekowi, który w bliskich pozostawał kontaktach z Krzyżakami, a i w przygotowaniach do zamachu na króla czynną odegrał rolę. Nie uznała też nominata Kapituła gnieźnieńska, mimo iż Kropidło, mając formalną papieską nominację, nakładał na członków kapituły różne kościelne kary, szczególnie na archidiakona Bronisława herbu Grabią, będącego w tym czasie administratorem dóbr arcybiskupich.

Za bratankiem wstawiał się u Jagiełły książę Władysław, ale bezskutecznie. Wówczas Jan "Kropidło", widząc, że król nie uzna dobrowolnie decyzji papieskiej, próbował siłą wejść w posiadanie dóbr arcybiskupich, napadając na nie przy pomocy zwerbowanych band. Rozbrat Opolczyka z Jagiełłą najbardziej ucieszył sąsiadów z północy, to znaczy Krzyżaków, którzy w tym nowym konflikcie widzieli doskonałą okazję do szkodzenia Polsce.

Dołożyli oni wszelkich starań, aby doprowadzić do otwartego zerwania księcia Władysława z królem. Wielki mistrz Zakonu wystosował od niego specjalny list, żądając wyraźnego zdeklarowania, po której zamierza on stanąć stronie, a jednocześnie rycerze zakonni zajęli kilka nadgranicznych zamków na ziemiach Opolczyka, twierdząc, że Jagiełło szykuje na Zakon wyprawę, a oni pragną tylko zabezpieczyć swe wierzytelności, jakie mają u księcia. Tak przyciśnięty do muru, odkrył wreszcie Opolczyk przed Zakonem swe prawdziwe oblicze, zbliżył się do Krzyżaków i zaciągnął u nich pożyczkę pod zastaw cennej korony. Jagiełło jednak, mając dobry wywiad, wiedział o tych machinacjach obu Opolczyków, bo i niedoszły arcybiskup dzielnie sekundował stryjowi, tym bardziej że król, nie dopuściwszy Jana do arcybiskupstwa gnieźnieńskiego, pozbawił go jednocześnie wszelkich dóbr biskupstwa włocławskiego i Jan "Kropidło" zawisnął jak gdyby w powietrzu, niczym nie dysponując, pełen tylko wielkich ambicji i nadziei.

W 1392 roku zmarł ukochany brat Jagiełły, Wigunt-Aleksander, otruty rzekomo przez Litwinów za zbyt gorliwe wyznawanie wiary katolickiej. W ten sposób pękło ostatnie ogniwo, jakie mogło łączyć Opolczyka z królem. Wówczas książę całkowicie już przeszedł do wrogiego obozu. Krzyżacy jednak za swą pomoc kazali drogo płacić. Zaciągając u nich nową pożyczkę, nie wahał się Opolczyk dać im w zastaw jeszcze przed śmiercią Wigunta, 7 maja 1391 roku, zamku w Złotoryi.

Postępek ten boleśnie dotknął króla, jako że Złotoryja należała do niezwykle ważnych punktów strategicznych. Polska nie mogła teraz biernie patrzeć na knowania Opolczyka i wyprzedaż ziem, które nawet jako lenno były pod polskim zwierzchnictwem. Zdawał też sobie sprawę Opolczyk, jaka burza wybuchnie na wieść o przekazaniu Złotoryi Krzyżakom, toteż wyjechał w tym czasie na Węgry. Wtedy Jagiełło, nie chcąc dopuścić do tego, aby dalsze zamki padły ofiarą zemsty Opolczyka i zaborczości krzyżackiej, wysłał swe oddziały pod wodzą Krystyna z Kozichgłów, zwanego też Krzonem, w celu zajęcia Rypina i Botorownik. Obsadziwszy Dobrzyń, zawładnął Krystyn następnie Rypinem, ale nie mógł zdobyć zamku w Bobrownikach, gdzie ludzie wierni Opolczykowi bronili się zaciekle.

W czasie gdy Jagiełło wyjechał na spotkanie z Witoldem, przez całą Polskę, od Karpat po Malbork, przekradał się "chyłkiem, milczkiem i uboczem", jak mówi Szajnocha, jakiś nie znany nikomu kupiec, zdążający wprost do Malborka. Nikt go nie legitymował, nikt nie zatrzymywał, boć przecież wolno było kupcom drogi przemierzać. Dotarłszy do wrót zamku krzyżackiego, wędrownik natychmiast prosił o posłuchanie u wielkiego mistrza Zakonu, którym był wówczas Konrad Wallenrod. Dopiero tam odsłonił rzekomy kupiec swe prawdziwe oblicze. Zrzuciwszy płaszcz, stanął przed wielkim mistrzem sam Władysław Opolczyk. Konrad poznał siecią od razu, gdyż widział go przedtem kilkakrotnie.

Ważne sprawy sprowadziły księcia aż do stolicy Zakonu. Potrzebując pieniędzy, pragnął teraz zastawić nie pojedynczy zamek, całą Ziemię Dobrzyńską, którą oddał mu kiedyś na prawach na król Ludwik. Po wielu debatach i targach zgodził się ostatecznie wielki mistrz dać 50 tysięcy złotych węgierskich pod zastaw Ziemi Dobrzyńskiej, ale Krzyżacy, zanim wypłacili tę sumę, warowali sobie w dodatkowych klauzulach i punktach liczne dla siebie udogodnienia. Po tej transakcji wystąpił Opolczyk z drugą, stokroć bardziej haniebną propozycją, czym wprawił w osłupienie nawet tak zagorzałych wrogów Polski, jakimi zawsze byli Krzyżacy.

Mimo że tego rodzaju plan rozbioru Polski mógł się Konradowi Wallenrodowi podobać, był zbyt ostrożnym politykiem, aby we wszystkim zgadzać się z Opolczykiem i jego mocodawcą, Zygmuntem Luksemburczykiem. Odpowiedział przeto odmownie, ale nie zamykał ostatecznie drzwi.

Na szczęście większość planów, m.in. palny rozbiorowe Polski, pozostała na zawsze w sferze zamysłów. Podobnie było z projektem wspólnego ataku na Polskę. Sam wielki mistrz napisał na zakończenie sprawozdania z rozmowy z księciem jedno zdanie: "Die Redę hatte keine Macht" (przemowa ta nie miała żadnej mocy).

CD.

W Polsce tymczasem sama wiadomość o oddaniu Ziemi Dobrzyńskiej w zastaw Krzyżakom wywołała falę oburzenia przeciw Opolczykowi, który tym razem bał się wracać przez polskie ziemie nawet w przebraniu i dlatego ruszył na Opolszczyznę przez Frankfurt nad Odrą. Będąc w Opolu, poczynił dość duże zapisy na rzecz klasztoru w Czarnowąsach, a potem udał się do Zygmunta Luksemburczyka, alby mu przedstawić wynik pertraktacji z Zakonem.

Zachęcony uzyskaniem wysokiej sumy zastawnej za Ziemię Dobrzyńską, a z drugiej strony obawiając się, że Jagiełło może każdej chwili odebrać mu inne lenna, wystąpił z kolei z następną ; ofertą, tym razem sprzedaży Kujaw, Bydgoszczy i ziemi płockiej. Pertraktacje w tej sprawie miał prowadzić z Zakonem król Zygmunt Luksemburski, na którego Opolczyk przelał rzekomo wszystkie swe prawa i tytuły posiadania. Krzyżacy jednak, obawiając się komplikacji prawnych i konfliktów politycznych z Polską, odmówili kupna. Wieści o tych machinacjach dotarły do uszu króla i Jagiełło wysłał do księcia poselstwo, domagając się oddania krajów, które Opolozyk nieprawnie posiadł.

Rozzuchwalony książę odmowne dawał odpowiedzi, twierdząc, że nikt nie ma prawa znosić nadań, udzielonych wieczyście jemu i jego następcom przez Ludwika, króla Węgier.29 Jagiełło, nie chcąc doprowadzić do wojny, raz jeszcze wysłał doń swych posłów, obiecując, iż odstąpi od wszelkich prób odebrania posiadanych przez księcia ziem polskich, jeśli Opolczyk uzna się hołdownikiem króla i królestwa polskiego, nie ma bowiem potomstwa męskiego i ipo jego śmierci te ziemie i tak wrócą do Polski. Władysław jednak i na to poselstwo odpowiedział dumnie, że "ani król polski 'nie jest tak potężny, ani on tak słaby i nikczemny, aby się miał uznać lennikiem i hołdownikiem króla i Królestwa Polskiego". Co więcej, w wielu miejscach kazał sylpać kopce graniczne, które w okolicach miasteczka Żytna dotrwały do czasów Długosza.

Król, wyczerpawszy wszelkie środki pokojowe, zaczął przemyśliwać o wojnie i wraz z pięcioma tylko senatorami, których dopuścił do tajemnicy, naradzał się nad sposobami odebrania utraconych ziem. Już w roku 1393 wysłał Sędziwoja z Szubina i Jana Tęczyńskiego z wojskiem przeciw księciu, a choć wyprawa nie była zbyt liczna, Polacy posiadali nawet działa; Kraków, któremu Opolczyk winien był zinaczne sumy, dał pod te działa własne wozy. Oblegano wówczas Bolesławiec i inne grody, jednakże potem doszło do rozejmu w Korczynie, który następnie był jeszcze kilka razy przedłużany. Już ta pierwsza wyprawa przyniosła pewne korzyści, skoro w rok potem Jagiełło uposażył klasztory w Częstochowie i Wieluniu właśnie dobrami położonymi w ziemi wieluńskiej i ostrzeszowskiej.

Walka z Jagiełłą wymagała znacznych nakładów finansowych i sojuszników. Książę więc, chcąc pozyskać bratanków, zapisał im swe dobra na wypadek śmierci. Od Krzyżaków uzyskał nową pożyczkę pod zastawiony Dobrzyń, a żonę nakłonił do wystawienia Zakonowi specjalnego pisma, w którym zrzekała się wszelkich praw do zastawionej ziemi, mającej stanowić rzekomo jej oprawę wdowią. Ponadto urzędnicy księcia musieli jeszcze dodatkowo zaświadczyć w osobnym dokumencie, iż księżna Ofka uczyniła to dobrowolnie.

Nie poprzestał na tym Opolczyk, lecz wkrótce znów zaproponował Zakonowi kupno Ziemi Dobrzyńskiej, tym razem na własność. Nowy mistrz Zakonu, Konrad von Jungingen, propozycję odrzucił i w ogóle począł coraz bardziej księcia lekceważyć, odpowiadając na jego pisma listami pełnymi uszczypliwości.

Książę znalazł się teraz w sytuacji bez wyjścia. U Wacława czeskiego nie mógł szukać oparcia, odkąd ten zawarł z Jagiełłą sojusz przeciw każdemu, a zatem i przeciw Opolczykowi. Na Zygmunta, króla Węgier, też nie mógł liczyć, gdyż poprzez żonę Marię, siostrę królowej Jadwigi, utrzymywał on bliskie kontakty z Jagiełłą. Przeciw królowi polskiemu należało się zbroić, a pieniędzy nie było. Nie zwracając uwagi na niechęć Krzyżaków, raz jeszcze zwrócił się Opolczyk do nich, tym razem nawet z pogróżkami.

Oświadczył, że i tak nie ma środków na wykup Ziemi Dobrzyńskiej, a więc muszą ją kupić. Bezczelnie dowodził, że Zakon zobowiązał się do tego, co oczywiście nie było prawdą, i groził wielkiemu mistrzowi oskarżeniem go przed książętami Rzeszy o niedotrzymanie umów. Wielki mistrz jednak odpisał, że kupić nie może, bo nie wie, do kogo ta ziemia faktycznie należy. Jeśli jej właścicielem jest istotnie książę, to dlaczego nie okazuje odpowiednich dokumentów, jakie mu rzekomo wydał król Ludwik Węgierski. Dwa lata minęły, Opolczyk ciągle obiecywał spełnić życzenie Zakonu, ale rzecz jasna, nie mógł tego zrobić, bo od Ludwika otrzymał jedynie dokument na lenne prawo posiadania, a nie na własność ziem, które stanowiły terytorium królestwa Polskiego.

Tymczasem na przełomie lat 1395-1396 Jagiełło zaczął przygotowywać wyprawę przeciw Opolczykowi, zachowując głęboką tajemnicę. Oficjalnie mówiono, że chodzi o Krzyżaków, i dla zmylenia przeciwnika faktycznie wojska królewskie ruszyły na północ, ale tylko mały oddział podążył na Kujawy, a właściwa armia pod wodzą króla zmieniła nagle kierunek i niespodzianie zjawiła się w ziemi wieluńskiej. W błyskawicznym tempie zdobyto Olsztyn, Ostrzeszów, Krzepice i Strzelce. Nie przygotowany na ten atak książę nie był w stanie przyjść z odsieczą oblężonym zamkom i miastom. Wielkim sukcesem zakończyła się też polska wyprawa na Kujawy. W przeciągu kilku dni stracił Opolczyk prawie wszystkie ziemie, jakie posiadał w Polsce, z wyjątkiem dobrze ufortyfikowanego zamku w Bolesławcu.

Teraz nie stać już go było na prowadzenie otwartej walki, przerzucił się więc z kolei na partyzantkę, napadając mniejszymi oddziałami na polskie terytoria. Jego ludzie raz po raz wpadali do Wielkopolski, paląc, rabując i wywożąc stamtąd bogate łupy.

Rozgniewany Jagiełło wyprawił się znowu przeciw Opolczykowi, tym razem do jego własnych ziem, na teren księstwa opolskiego. Władysław, obawiając się, że może Wpaść w ręce Jagiełły, uszedł z Opola, a obronę powierzył swym bratankom. Król oblegał miasto i, jak podaje Długosz, "usilnym z dział szturmowaniem wnet mury, wieże i strażnice zamkowe pogruchotał i w murach pogrzebał". Daremnie zabiegał książę o pomoc sąsiadów. Wacław, król czeski, nie tylko go nie wziął w obronę, ale oświadczył, "że słusznie za swoje łupiestwa i rozboje cierpiał". Tragiczny byłby epilog tej sprawy dla Opolczyka, gdyby nie wdali się w nią wówczas inni książęta śląscy. Doszło do pokoju. Zamki książąt opolskich - Lubliniec, Gorzów Śląski i Olesno - zatrzymał Jagiełło i przekazał Spytkowi z Melsztyna. Władysław został wydziedziczony na rzecz bratanków, którzy musieli zagwarantować pokój.

Wrócił potem Opolczyk do swego księstwa, a bratankowie, nie chcąc wydzierać stryjowi ostatka dóbr, pozostawili mu należącą do niego część Opola wraz z przyległym powiatem. Zaczęły się teraz dla księcia Władysława najcięższe dni. Pełen ambicji, musiał się uznać za pokonanego. Dochody przestały napływać do jego kasy, a nie spłacone długi jeszcze z czasów prowadzenia walki z Jagiełłą nadal pozostały. Utracił władzę nawet na terenie Opolszczyzny i pozostawał właściwie na łasce swych bratanków. W tej trudnej sytuacji materialnej począł na nowo molestować Zakon o kupno Ziemi Dobrzyńskiej, ale na wszystkie listy z Opola odpowiadali teraz Krzyżacy odmownie, a nawet niekiedy arogancko, tym bardziej że i Jagiełło dążył teraz do odzyskania tej nieprawnie zastawionej ziemi. W czasie świąt Wielkanocy spotkała się strona polska z krzyżacką na zjeździe w Inowrocławiu, gdzie królowa Jadwiga osobiście domagała się zwrotu tego terytorium. Jednak daremnie, Zakon zastawiał się zawsze prawami Opolczyka.

Władysław zabiegał nawet o pośrednictwo króla Węgier, Zygmunta Luksemburczyka, i był w jego orszaku, kiedy ten dnia 13 lipca 1397 zjechał do Krakowa w celu zawarcia pokoju z Jagiełłą. Podpisany układ obejmował też Władysława. Podczas pertraktacji podniosła królowa Jadwiga raz jeszcze sprawę Ziemi Dobrzyńskiej, ale zatwardziały Opolczyk w żywe oczy kłamał, iż trzymał Dobrzyń od jej ojca na prawie tzw. "Vogelfrei", to (naczy, że mógł rozporządzać tą ziemią według własnej woli. Zamierzone przez Jadwigę jeszcze jedno spotkanie polsko-krzyżackie udziałem Opolczyka nie doszło do skutku, bo stary książę nie godził się na to. Nadal potrzebował pieniędzy i liczył, że wreszcie da mu się ten kraj przefrymarczyć Zakonowi. Płonne były to jednak nadzieje, bowiem już więcej żadnej gotówki nie otrzymał id Krzyżaków. Żył zatem w Opolu w ciągłych kłopotach finansowych, nie mogąc się opędzić od wierzycieli. Zgorzkniały i rozżalony na świat cały, nigdy jednak nie załamywał się całkowicie i w najbardziej nawet trudnych chwilach żywił nadzieję na lepsze jutro. Od swoich najbliższych, bratanków opolskich, dla których uprzednio bardzo wiele zrobił, nie doczekał się zresztą wdzięczności. Podczas ciężkiej zimy na przełomie lat 1398-1399 odmawiali mu praw do stosownego zamieszkania. Spór w rodzinie książęcej wywołał nawet zgorszenie wśród mieszczan opolskich i sąd polubowny miał rozstrzygnąć całą sprawę.

Mimo tych wszystkich kłopotów i zawodów Władysław do ostatnich swych dni zajmował się administracją szczuplutkich włości, o czym świadczyć mogą liczne dokumenty z tego czasu. Ratując się od nędzy, zastawiał resztki mienia bądź też z myślą o swoim zbawieniu czynił nadania na rzecz Kościoła czy klasztorów. Na rok przed śmiercią zastawił niejakiemu Mikołajowi z Katowic wsie Olszynę i Rojów za 40 grzywien. Jedyną może pociechą stojącego nad grobem 'starca był wytrwały opór załogi ostatniego zamku, jaki mu pozostał - Bolesławca, który dopiero po śmierci księcia przeszedł w ręce Jagiełły.

Rozstał się Władysław ze światem w dniu 8 maja 1401 roku w Opolu. Mimo niewątpliwych zdolności ten książę przez swą chciwość, pychę i chorobliwą ambicję służył przede wszystkim tylko sobie, a egoizm i brak jakichkolwiek zasad moralnych doprowadziły go .do zupełnego wykolejenia. Historycy w czarnych barwach odmalowują sylwetkę Opolczyka, zarzucając mu przewrotność, zmienność, nieuczciwość, obłudę, fałsz, podstęp, zdzierstwo, krzywoprzysięstwo i zdradę. Taki obraz znajdujemy u Szajnochy, Szujskiego i Smółki, jak również u obcych historyków. Współczesnym badaczom też niełatwo doszukać się jakichś danych, które pozwoliłyby wybielić tę "zdziczałą płonkę wielkiego drzewa Piastów".

Jan Długosz wspomina, że Władysława pochowano w opolskim klasztorze braci mniejszych, w samym chórze. Żaden jednak pomnik księcia, jeśli mu go nawet ufundowano, nie przetrwał do naszych czasów.


Żródła:

"Książęta piastowscy Śląska" - Zygmunt Boras.


Książę z dynastii Piastów złożył Krzyżakom niespodziewaną propozycję. Plan zagrażał istnieniu Polski "Wielka HISTORIA" - autor: Jerzy Besala.

01-05-2024